źródło: Agencja Gazeta, autor: Sławomir Kamiński
źródło: Agencja Gazeta, autor: Sławomir Kamiński
Wojciech Grzywacz Wojciech Grzywacz
622
BLOG

Geneza kryzysu konstytucyjnego.

Wojciech Grzywacz Wojciech Grzywacz Polityka Obserwuj notkę 3

 „-Dlaczego nie protestował Pan w czerwcu, kiedy PO zawłaszczała Trybunał Konstytucyjny?

-Bo akurat wtedy byłem zajęty”

 

Bardziej zorientowani obserwatorzy sceny politycznej, a w szczególności sprawy Trybunału Konstytucyjnego zapewne wiedzą, że tym zajętym i zapracowanym człowiekiem był prof. Andrzej Zoll, były prezes TK, a dzisiaj czołowy obrońca demokracji i zasad państwa prawa. To zdanie doskonale obrazuje mentalność całego obozu lewicowo-liberalnego (a prościej antypisowskiego), którego mottem są słowa Agnieszki Holland: „Chcemy, żeby było tak, jak było”.

 

Jednak celem mojego felietonu nie jest analiza tegoż środowiska, bo jest to temat na oddzielny artykuł, a nawet pracę magisterską, ale rozkład na części pierwsze kryzysu konstytucyjnego wraz z wieloma mitami, które wokół niego narosły. Temat TK jest wszakże bardzo skomplikowany, więc pozwolę sobie zacząć od początku.

 

Jest czerwiec 2015 roku. Nastroje wśród polityków koalicji PO-PSL minorowe, zwłaszcza, że rany po porażce Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich(do których podchodził przecież notabene z ponad 70% poparciem, a jedynym czynnikiem dopuszczającym przegraną było potrącenie po pijaku na pasach zakonnicy w ciąży) nie zdążyły się zabliźnić. PiS w sondażach osiągało rekordowe wyniki i wszystko wskazywało na kolejną porażkę, tym razem w dużo ważniejszych wyborach parlamentarnych. Akurat od kilku dobrych miesięcy trwało konstruowanie nowej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, której jednymi z głównych autorów byli sędziowie TK, na czele z prezesem Andrzejem Rzeplińskim, więc ktoś wpadł na pomysł, że w związku z trudną sytuacją ustępującej władzy, należy przyspieszyć prace nad tym właśnie aktem prawnym. Miało to oczywiście swój cel, mianowicie zawłaszczenie TK przez jedną opcję polityczną, który w zamierzeniu Platformy Obywatelskiej miał się stać orężem w walce z wizją państwa Prawa i Sprawiedliwości. Tak więc na jednym z posiedzeń parlamentu poseł Robert Kropiwnicki zgłosił poprawkę umożliwiającą Sejmowi VII kadencji wybór nie tylko 3 sędziów, których kadencje kończyły się w listopadzie, ale i kolejnej dwójki, której urzędowanie dobiegało końca już w grudniu. Warto zauważyć, że kadencje wszystkich pięciu sędziów kończyły się już po wyborach. Poseł Kropiwnicki swoją poprawkę uzasadniał chęcią „ulżenia” w pracy nowemu Sejmowi (sic!). Co ważne, na posiedzeniu tym obecny był prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Andrzej Rzepliński, który w żaden sposób nie zaprotestował. Poprawka ta, nazwana z czasem „lex Kropiwnicki”, została oczywiście uchwalona.

 

Cała sytuacja jakby przycichła do października i jednego z ostatnich posiedzeń Sejmu VII kadencji, na którym doszło do wyboru całej piątki sędziowskiej. Prezydent Andrzej Duda, który uważał, że sędziowie ci zostali wybrani z naruszeniem prawa, wstrzymywał się z przyjęciem od nich ślubowania (sam TK przyznał, że w razie wątpliwości prezydent ma prawo poczekać z zaprzysiężeniem sędziego do czasu wyjaśnienia). Dodam tylko, że to prezydent jest strażnikiem konstytucji, nie TK. Na miesiąc po wyborach nowy parlament podjął uchwały o stwierdzeniu braku moc prawnej wyboru sędziów dokonanego przez Sejm VII kadencji, a niedługo potem na nowo dokonał wyboru wszystkich 5 sędziów TK. Prezydent zaprzysiągł 4 z nich niemal natychmiast, a Julię Przyłębską kilka dni później. Z tego powodu krytykowano głowę państwa, argumentując, że powinien poczekać na wyrok TK ws. ustawy czerwcowej. Takie myślenie jest jednak całkowicie pozbawione podstaw, w szczególności prawnych. Po pierwsze Trybunał Konstytucyjny orzeka tylko o zgodności stanowionego prawa z konstytucją. Zatem twierdzenie, jakoby TK orzekł, że 3 sędziów wybranych przez PO jest pełnoprawnymi sędziami, a pozostałą dwójkę wybrano nielegalnie jest błędne. TK stwierdził tylko, że podstawa prawna, a więc ustawa z czerwca, w takim zakresie, w jakim pozwalała na wybór 3 sędziów jest zgodna z konstytucją, natomiast w zakresie wyboru kolejnych 2 jest niezgodna z konstytucją. Tyle. Trybunał nie miał więc prawa nawet pisnąć o uchwałach nowego parlamentu ani rozstrzygać o prawidłowości wyboru sędziów, co sam przyznał umarzając postępowanie ws. uchwał Sejmu VIII kadencji. To jest wyłączna kompetencja Sejmu, z której poprzez uchwały o stwierdzeniu braku mocy prawnej skorzystał. I żeby było jasne, te uchwały nie były bezpodstawne. Zostały podjęte ze względu na rażące naruszenie prawa – chodzi o złamanie procedur wyboru sędziów. Najprościej mówiąc pomieszano zapisy ustawy czerwcowej i Regulaminu Sejmu. W przypadku terminów skorzystano z ustawy, natomiast przy zgłaszaniu kandydatów na sędziów zastosowano zapisy Regulaminu Sejmu. Pisali o tym profesorowie Warciński i Dziadzio jednoznacznie zwracając uwagę na brak mocy prawnej takiego „skażonego” wadą prawną wyboru. Jedynym organem zdolnym do naprawy tego błędu był Sejm RP, było to wręcz jego obowiązkiem. Jeśli ktoś ma wątpliwości co do słuszności takiego działania posłużę się przykładem. Sejm wybiera na sędziego TK weterynarza. Czy prezydent powinien przyjąć od niego ślubowanie? Odpowiedź jest tylko jedna – nie. Czy ktoś taki jest sędzią? Nie. Skoro jednak TK nie ma kompetencji, aby stwierdzić nieważność procedury wyboru, kto może, a wręcz musi to zrobić? Oczywiście Sejm RP. Tylko on może naprawić swój błąd. Wobec tego uchwały stwierdzające brak mocy prawnej procedury wyboru sędziów TK przez poprzedni parlament, a co za tym idzie ponowny ich wybór są całkowicie uzasadnione.

 

Nie wspominam nawet o tym, że TK złamał zasadę „nemo iudex in causa sua”, a więc „nie można być sędzią we własnej sprawie”. Także sam wyrok TK jest wątpliwy. Warto zauważyć, że poprzednia koalicja rządząca nie miała pojęcia, kiedy posiedzenie Sejmu nowej kadencji zwoła prezydent Duda. Mógł przecież ustalić jego termin choćby na 6 listopada, a wtedy kadencje całej piątki kończyłyby się już w okresie urzędowania Sejmu VIII kadencji. Takie postępowanie Platformy Obywatelskiej można porównać do złodzieja, który idzie do sklepu, by ukraść batonika z nadzieją, że ujdzie mu to na sucho. Jednak gdyby nawet tak, przestępstwo pozostanie przestępstwem, niezależnie, czy złodziej zostanie ukarany. W twitterowej konwersacji z byłym ministrem sprawiedliwości Borysem Budką posłużyłem się tymże porównaniem, niestety poseł Budka mnie zablokował.

 

Mimo że Sejm VIII naprawił błędy proceduralne poprzedniego parlamentu, a prezydent Andrzej Duda przyjął ślubowanie od 5 prawidłowo wybranych sędziów, prezes Rzepliński dopuścił do orzekania tylko dwójkę z nich (chociaż i z tym zwlekał), a pozostałym przydzielił pokoje, wypłaca im pensje, jednak ani myśli dołączyć ich do składu orzekającego. Czeka za to na przyjęcie ślubowania od trójki sędziów wybranych wadliwie przez poprzedni Sejm, czego prezydent zrobić nie może, gdyż wiążą go uchwały parlamentu, których nikt nie zakwestionował. Ponadto złamałby wtedy konstytucję, która mówi, że TK liczy 15 sędziów, nie zaś 18. Wątpliwości budzi za to całkowicie pozaprawne działanie prof. Rzeplińskiego, który nie dopuszcza 3 pełnoprawnych sędziów TK wybranych przez obecny parlament do orzekania. Od dłuższego czasu próbuję się dowiedzieć jaką podstawę prawną ma takie działanie prezesa TK, jednak z marnym skutkiem.

 

 

Kolejnym punktem kryzysu konstytucyjnego są dwie nowelizacje ustawy o TK autorstwa PiS. Pierwsza z listopada, druga z grudnia. Prawdziwą awanturę wywołała ta druga. Największe kontrowersje wzbudziły zapisy o pełnym składzie orzekającym w liczbie 13 sędziów, zapadanie wyroków większością 2/3 głosów oraz rozpatrywanie spraw w kolejności wpływu. Natychmiast w telewizji pojawiły się rozmaite autorytety na czele z mgr Stępniem, który grzmiał o zamachu na niezawisłość TK, wszelkich możliwych zamachach i kroczącej dyktaturze. Jednak tak na chłodno. Czy rzeczywiście te zapisy są jakoś specjalnie szokujące bądź łamiące prawa człowieka? Nie sądzę. Oczywiście ustawa została natychmiast zaskarżona do TK przez całą opozycję z wyjątkiem Kukiz '15, RPO, KRS i inne zatroskane gremia. W ustawie był jednak jeszcze jeden szkopuł. Mianowicie brak vacatio legis, czyli wchodziła ona w życie z dniem ogłoszenia. Tak więc Trybunał Konstytucyjny mógł orzekać o zgodności tejże ustawy z konstytucją tylko na podstawie obowiązującej ustawy, a obowiązującą ustawą była właśnie ta z 28 grudnia 2015 roku. Jednak prezes Rzepliński znalazł sposób na ominięcie obowiązującego prawa. Postanowił więc, że TK orzekać będzie na podstawie samej konstytucji. Skoro tak, dlaczego skład orzekający liczył 12 sędziów, zamiast konstytucyjnych 15, oraz dlaczego TK zignorował artykuł 197 konstytucji? Nie mam wątpliwości, że PiS bezlitośnie wykorzystał luki w polskim systemie prawnym a w szczególności w ustawie zasadniczej, ale uchwalając tę ustawę prawa nie złamał. Natomiast Trybunał Konstytucyjny, czyli organ, który powinien być w tej materii wzorem, niestety prawo rażąco naruszył, co jasno potwierdzają ekspertyzy m.in. prof. Grabowskiej, prof. Łabno, czy prof. Szmulika dostępne na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości. Trudno więc za wyrok uznać komunikat sędziów TK wydany z tak rażącym naruszeniem norm prawnych. To prawda, że żaden przepis nie umożliwia KPRM oceny poprawności wydania wyroku jednak sytuacja jest nadzwyczajna. Nie można pozwolić sobie na taki stan rzeczy, kiedy TK zamiast stać na straży konstytucji, stoi ponad nią i czyni siebie trzecią izbą parlamentu. To nie ma nic wspólnego z państwem prawa.

 

Kryzys konstytucyjny zapewne będzie nadal trwać, zwłaszcza, że jest on paliwem dla opozycji i KODu. Propozycji kompromisu było wiele, ale wszystko wskazuje na to, że spór może zakończyć tylko zmiana konstytucji, która jest obecnie niemal niemożliwa, bądź odejście prezesa Rzeplińskiego, którego kadencja kończy się w grudniu. Jednak nawet wtedy nie wiadomo, czy jego następca nie będzie kontynuował wojny z rządzącymi. Ufam, że ten artykuł objaśnił wiele niełatwych zagadnień, ale przede wszystkim wskazał argumenty strony, którą oskarża się o zamach na demokrację, żeby nie używać ostrzejszych sformułowań. Nie jest tak, że nienawistny PiS chce zrujnować państwo prawa, a opozycja i TK są bohaterami broniącymi demokracji. Nic nie jest czarno-białe w tej sprawie, jak usiłują to przedstawiać pewne środowiska. Jedno jest pewne, kryzys ten naszej ojczyźnie nie służy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka